czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział III

Jeśli mielibyście jakiekolwiek uwagi - piszcie. I komentujcie, oceniajcie :)

Rozdział III
(Nie)Magiczna Wigilia

- Perlewento!
- Ciszej! Lily nas zabije!
- Spoko, James, nie pękaj! Jak chcesz to wszystko przygotować jak mugol, proszę bardzo, ale mnie to nie kręci.
- No tak, ale… Uważaj! – było jednak za późno - stół z trzaskiem połamał się o podłogę.
- Chłopcy, co wy tam wyprawiacie? – zawołała Lily z łazienki.
- No jak to co… Przygotowujemy stół na Wigilię… - mruknął ze zmieszaniem.
- Syriusz! Mówiłem ci, mówiłem! Ona już wychodzi! – szepnął James.
- Cicho. Reparo! Perlewento! Novanotti!
I oto przed nimi ukazał się drewniany, ciemny stół pokryty porcelanową zastawą, złoto-czerwonym obrusem i serwetkami  a w samym środku stała misa z cukierkami-niespodziankami. Na około niego stały 4 stare, ale piękne krzesła o kolorze wenge.
- No i proszę! Bez magii też można, prawda? – powiedziała uśmiechnięta Lily.
- Hmm… No tak…
Wszystko szło dobrze, ale nagle odezwał się Harry.
- Mama, tatuś jobił ciajy! Tatuś ciajował! – krzyczał rozradowany chłopiec.
Syriusz i James spojrzeli na siebie i po chwili oboje wybuchli śmiechem.
- James! Może przestałbyś się śmiać i wytłumaczyłbyś się, co? ŚWIĘTA-BEZ-CZARÓW! Czy tak trudno to pojąć?! – rozdarła się kobieta.
- Yy… Lily… – zaczął zakłopotany mężczyzna. -  Przecież ja nie czarowałem, obiecałem ci! Harry… On dopiero zaczął mówić, musiało mu się coś pomylić! – powiedział James nie całkiem z prawdą.
- Dobrze. Synku, czy tata czarował? Używał MAGII?
Mały pokiwał znacząco głową.
- No i co? Nawet tego nie możesz dla mnie zrobić? Nawet w Wigilię musisz czarować? – krzyczała kobieta, po czym wzięła syna i uciekła z nim do sypialni.
- Do diabła! Święta… Taak… Będą świetne… Dobra, jest jedno wyjście.
- Jakie?
- Zakleić Harremu jadaczkę taśmą! – roześmiał się mężczyzna. – Głupie pytanie, musimy zrobić coś nie-magicznie. Oddamy jej na dowód różdżki.
I obaj wzięli się do pracy. Po kilku godzinach salon błyszczał od ozdób, stół pięknie pokrywał szkarłatny obrus i zastawa, a po całym sufitem powieszona była jemioła.
Lily onieśmielona gestem męża uśmiechnęła się delikatnie i objęła Jamesa.
- No i jak? Mnóstwo roboty z tym było… - zapytał Syriusz.
- Cudownie! Nie można było tak od razu?
Razem zasiedli do wspaniałej wieczerzy. Harry zrzucał swoją porcję indyka, więc James raz po raz nakładał mu kolejną. W końcu, kiedy wszyscy najedli się i napili Syriusz zagadnął:
- Lily… Po co to wszystko?
- Nie rozumiem… Co?
- Te całe święta bez magii! Chodzi o twoją siostrę, tak?
Gdyby James jej nie znał, pomyślałby że zaczyna płakać. Zganił Syriusza wzrokiem i objął kobietę.
- Tak, Syriuszu, chodzi o Petunię  –  odpowiedziała chłodno.  – To nic że jest mugolką. Kiedy tylko ta siwa sowa przyniosła mój list… Petunia mnie znienawidziła. Nie rozumie, że magia jest wspaniała.  Nie rozumie, dlaczego to ja dostałam list a nie ona. Zazdrościła mi, ale ja nadal ją kochałam.
Mężczyzn zdziwiło to krótkie przemówienie. Lily nigdy nie wspominała o siostrze, James pamiętał jak w siódmej klasie denerwowała się że musi na Boże Narodzenie wracać do domu, nie chciała spotykać się z siostrą. Skąd ta zmiana?
- Dobrze, Lily. Bez magii.
- A… - Syriusz zaczął zmianę tematu. –  Co planujecie dalej?  W końcu Dolina miała służyć do ukrycia się przed Sami-Wiecie-Kim a teraz, kiedy jak sami mówicie jest po wszystkim…
Lily z przejęciem odpowiedziała mu o wszystkim , o tym, że James dostał się do Narodowej Drużyny Quidittcha, o tym, że ona na razie będzie opiekowała się Harrym i o tym że zostają tu, gdzie są.
   Reszta kolacji minęła w bardzo pogodnej atmosferze. Lily i James cały czas śmiali się z historii Syriusza, Harry cały ubabrał się puddingiem, a ich kot cicho zwinął się w kłębek i zasnął  na kominku w salonie.

środa, 28 listopada 2012

Rozdział II

Od razu, na wstępie przepraszam i wyjaśniam - w książce Rowling Harry dostał prezent od Syriusza na początku października, tuż przed śmiercią jego rodziców. Ja jednak chciałam opisać bardziej jak mały Potter się nią bawi itp., więc dodałam ten akcent dopiero pod koniec października.
Jak zwykle - informujcie mnie o jakichkolwiek błędach, piszcie opinie - co wam się podoba, a co nie.
Zapraszam do przyjemnego czytania!

Rozdział II
Prezent od Syriusza

- Kochanie! Zobacz co Syriusz przysłał Harremu! – krzyczała uradowana kobieta.
Mały berbeć siedział owinięty w wstążki i kolorowy papier piszcząc z radości. Oto przed chłopcem połyskiwała drewniana, mała miotełka.
- Siadaj, Harry! – zachęcał James. – Kto wie, może zostaniesz przyszłym kapitanem drużyny quidditcha!
Podniósł go i usadził na kijku. Od razu śmignął nad kolanami rodziców i uśmiechnięty latał po całym salonie.
- Widzisz Lily? Spójrz, wyraźnie to MÓJ syn! – odpowiedział dumnie mężczyzna. – Zrobię zdjęcie, wyślemy Syriuszowi. Ten to ma pomysły na prezent!
Chłopiec w ułamku sekundy wleciał do kuchni.
TRZASK.
- Reparo kuchenka. Reparo szafka. Reparo stół.
- Taaak… To rzeczywiście TWÓJ syn – powiedziała Lily, wybuchając śmiechem.
   I tak dni zamieniały się w tygodnie a tygodnie w miesiące. Liście pokrywał już biały, śnieżny puch – zbliżało się Boże Narodzenie.
 - James, idź dzisiaj po choinkę. Już jutro Wigilia… Ach… Pamiętasz te wspaniałe święta w Hogwarcie? Dwanaście kolorowych drzewek i ta uczta… Nadal nie umiem gotować tak jak skrzaty!
- Tak.. Było wspaniale!  – odpowiedział James. – Lepiej się już teleportuję do zagajnika, zaraz zrobi się ciemno.
- Nie! Żadnych czarów! Pamiętaj że święta obchodzimy jak mugole!
- Od kiedy? – zapytał lekko oburzony.
- Od czasu, kiedy urodził się Harry! Przynajmniej raz w roku mamy czuć się jak mugole i pracować! Idź już po te drzewko i weź małego, niech się pobawi w śniegu.
Uradowany słowami matki malec chwycił za miotłę, wgramolił się na nią i podleciał do ojca.
- Nie, nie, Harry. Nie używamy ŻADNYCH czarów, a latanie na miotle to też czarodziejski sprzęt. – powiedziała Lily.
Chłopiec spojrzał ze zdziwieniem na matkę, lecz po chwili zwrócił wzrok ku Jamesowi.
- Nie patrz tak na mnie. Z mamą nie ma co zadzierać, uczyła się czarów lepiej od taty – mruknął mężczyzną puszczając oko i chwycił miotłę za płaszcz.
Szli przez ogromne zaspy, które pokrywały całą Dolinę Godryka. Z każdego domu o spadzistym dachu zsypywał się puszysty śnieg.
- Jak się pan miewa, panie Potter? Przygotowania do świąt w pełni, prawda? – zaczepiła go starsza, zgarbiona kobieta.
- Oj tak, nie mogę się opędzić od zajęć,  Batthildo. A jak u ciebie? Może przyjdziesz do nas na Wigilię?
- Nie, nie chcę przeszkadzać, poza tym przyjeżdża Albus i razem z jego bratem, Aberthoftem spędzę Boże Narodzenie. – odpowiedziała staruszka po czym odeszła do zapuszczonego, lecz urokliwego domku na skraju Doliny.
Harry co chwilę przystawał i kopał rączkami w śniegu. Wszystko co widział wyraźnie go interesowało. Ojciec, nie chcąc, aby mały zatrzymywał się wyjął jego dziecinną miotłę i wręczył ją mu.
Wsiadł, i od razu sunął. Latanie ciekawiło go bardziej niż cokolwiek innego. Kiedy wsiadał na miotłę był identyczny jak James. Te same roztargane włosy układające się każdy w inną stronę, ten sam uśmiech. Tylko oczy miał po Lily.
- Ale urósł! – krzyknął jakiś głos z krzaków.
- Syriusz! Skąd się wziąłeś? – zapytał James przystojnego, czarnowłosego mężczyzny.
- Od razu jak Lily wysłała mi list postanowiłem się teleportować. Poza tym zawsze święta z wami są o wiele weselsze niż święta samemu.
- No… Tak. – rzekł James i w trójkę szli przez biały zagajnik.
- Słyszałeś coś o Neville’u? On naprawdę przeżył? Naprawdę przeżył Mordercze Zaklęcie?
- Tak, na to wygląda. Teraz jest u babci. Dobrze że małym ma się kto zająć i przy  okazji będzie nadal w czarodziejskiej rodzinie.
Wszyscy nagle zatrzymali się. Oto przed nimi stała olbrzymia, ciemnozielona choinka.
James wyjął siekierę i powoli zaczął rąbać drzewo.
- Ee.. Co ty robisz? – zapytał zdziwiony Syriusz.
- To Lily. Wymyśliła „święta bez czarów”! Przecież jestem czarodziejem to czemu mam udawać mugola?!
- Hmm… Może to przez jej siostrę, Petunię? W końcu jest mugolką.
- Raczej nie. Ona mówi że to ze względu na Harry’ego, żeby chociaż raz w roku czuł jak musi pracować mugol, żeby docenił bycie niemagicznym. Ale rok temu jeszcze nie musieliśmy pracować jak oni. Nie wiem skąd ta zmiana, ale z Lily lepiej nie zadzierać. – odrzekł po czym znów wziął się do rąbania drzewa.
- A Lupin? Gdzie on jest?
- Nasz wilczek… Spędza święta z Angeliną. Podobno poznał ją w Ministerstwie Magii, jak był składać ponowne zeznania na temat Greybacka. Ma sprawę o bycie śmierciożercą, ale wciąż powtarza że był pod działaniem Zaklęcia Imperius.
- Taak… Na pewno.
- Ale Snape się wywinął! Teraz ukrywa się w górach z obawy przed powrotem Voldemorta.
- Nie musisz wypowiadać jego imienia.
- Syriuszu… I ty się tego boisz?
- Nie. Po prostu… Żyłem przez miesiące w strachu. I słusznie. Pettergeiw jest śmierciożercą. Nasz „kumpel”! Gdyby Sam-Wiesz-Kto jednak wybrał Harrego… Zabiłby was…
- Spokojnie Syriuszu. Na razie nie mamy się o co bać. – dokończył James biorąc choinkę pod ramię.
Wrócili już w całkowitym milczeniu. Harry chciał lecieć wyżej co skończyło się upadkiem z miotły, więc trzymał się już nisko, ponad kolanami  mężczyzn.
- Zobacz, Lily kogo przyprowadziłem!
- Syriusz! Tak dawno się nie widzieliśmy, co porabiałeś? – krzyknęła kobieta obejmując go.
- Oj, długo by gadać. Ale powiem tak… dziękowałem naszemu staremu przyjacielowi za lata wierności… Taak…
- Stary, mogą cię za to wsadzić do Azkabanu!  - oburzył się James.
- Przecież nic mu nie zrobiłem! No… nic magicznego! Ale to kurdupel, więc i tak pewnie trochę się to na nim będzie leczyć…
- SYRIUSZ! Przestań! – wydarła się Lily.
- Nie rozumiesz?! – warknął zbliżając się do niej. – Nie dociera to do ciebie?! To JA miałem być waszym Strażnikiem Tajemnicy, ale powiedziałem żebyście powierzyli to temu… zdrajcy! JA! Lily, on mógł zabić Harrego… Was… Ja… - mówił powoli osuwając się na fotel. - Wolałbym umrzeć niż was wydać… Jesteście…  moją rodziną…
Zamilkli. Tylko Lily wydała z siebie cichy jęk. Nawet Harry zdawał się wyczuwać powagę słów Syriusza.
- Już po wszystkim. My jesteśmy bezpieczni. Powinieneś teraz martwić się Nevillem. On teraz ma trudne życie, nie my. Zobacz jak Harry się cieszy z prezentu, zobacz jacy my jesteśmy szczęśliwi. Jutro Wigilia, przyjacielu, więc nie czas na zemstę czy rozpacz - skwitował go James.
Syriusz skinął głową, jakby to był wyraz zrozumienia, jednak nadal miał w oczach coś, czego James nigdy u niego nie widział – wściekłość. Na samego siebie.

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział I

Przed rozdziałem kilka słów wstępu. Tworzę tu FF o Harrym Potterze a dokładniej - co by było, gdyby Harry miał normalne, radosne życie w pełnej rodzinie i z zakręconym ojcem chrzestnym a zamiast niego Voldemort wybrałby Neville'a.
Za wszystkie błędy naprawdę przepraszam, informujcie mnie o nich, ponieważ FF tworzę pod natchnieniem i czasami nie zwracam uwagi na interpunkcję czy ortografię.


Rozdział I
Koniec Sami-Wiecie-Kogo

Wszystkie postacie w ciemnych pelerynach wyraźnie świętowali. Byli tak bardzo szczęśliwi, do późnej nocy słychać było głośne gwary i śpiewy. Nawet nie próbowali ukrywać się przed mugolami.
- Jesteśmy bezpieczni! Nareszcie! Po tylu latach! – śpiewała uradowana jasnowłosa kobieta.
- Kochanie, nie ciesz się tak. Dobrze wiesz że on powróci. Sam Dumbledore’a tak mówi. – odrzekł wysoki mężczyzna z roztarganą czupryną.
Kobieta jednak nie zważała na jego słowa. Wzięła swojego rocznego synka na ręce i podrzucała nim w górę.
- Zobacz, nawet Harry się cieszy!  Widzisz? Ale czy wiesz coś o Chłopcu-Który-Przeżył? Kim on jest?
- To Neville Longbottom. Będzie miał teraz trudne życie. – powiedział James.
Ale wszyscy się cieszyli. James, Lily, Harry… Cały świat czarodziejów. Wszyscy, bo nie ma już Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać…


Rozdział króciutki, następny będzie dłuższy, ale mam nadzieję, że i tak się podoba :)